W „Naszym Dzienniku” przeczytałem wypowiedź Zbigniewa Ziobro pod tytułem „Nie możemy więcej przegrać”.

 

Były minister sprawiedliwości mówi, że PiS kolejny raz przegrał, wymienia przegrane i wskazuję na słabości jego partii. Opisuje skostnienie PiS w terenie, zamykanie się we własnym środowisku, brak współpracy z innymi ludźmi. Ziobro nawołuje do „demokratyzowania” partii. Twierdzi, że potrzebne jest: „Szerokie otwarcie na nowe środowiska. Być może powrót też do korzeni PiS, które czerpało z różnych źródeł: tradycji narodowej, piłsudczykowskiej, konserwatywnej, mogłoby być mocne skrzydło społeczne nawiązujące do idei solidarnego państwa, ale też by było miejsce dla ludzi otwartych na konkurencję wolnorynkową. W ten sposób możemy pozyskiwać różne środowiska, znajdując wspólny mianownik, który przede wszystkim wyznaczają wartości chrześcijańskie.”
Wskazuje, że oczekiwanie na spełnienie się wariantu węgierskiego (Budapeszt w Warszawie) może być zawodne. W naszej sytuacji zamiast polskiego Orbana możemy według Ziobry raczej doczekać się Zapatero z twarzą Palikota. A wracając do Węgier - polityk PiS wskazuje, że tam poza ugrupowaniem Orbana działa narodowa partia Jobbik. Ona skupia na sobie ataki oponentów, co pozwala partii Orbana na zachowanie pozycji centrowych i rządzenie krajem. W Polsce PiS nie ma takiej sytuacji, na opozycji jest bowiem sam. Można by powiedzieć, że przydałaby się Liga Polskich Rodzin, ale skoro tę „przystawkę” wykończono to: „Są dwie drogi: albo PiS stanie się wielką zwycięską formacją, która jest w stanie samodzielnie rządzić, albo będzie konieczne zbudowanie obok siebie dwóch ugrupowań. Jednego centrowego, a drugiego bardziej prawicowego i narodowego, by zagospodarować większość wyborców, a potem budować koalicję.”
Kiedy przed, a nie po przegranych wyborach, Łażący Łazarz powiedział o potrzebie tworzenia drugiego obok PiS ugrupowania, wówczas zwolennicy tej partii oskarżyli go o niecne zamiary. Mówiliśmy też, że potrzebne jest szerokie porozumienie, na kształt dawnej Akcji Wyborczej Solidarność. Koalicja różnych środowisk, w której PiS, tak jak w Akcji NSZZ „S”, odegrałby rolę czołową, koordynatora formacji idącej na wybory. Zostało to oceniono jako dywersja antypisowska. Nowemu Ekranowi i mnie przy okazji dostało się co nie miara. Zostaliśmy przedstawieni jako prawie moskiewska agentura chcąca odebrać Kaczyńskiemu zwycięstwo. Były też sceny balkonowe ogłaszających wszem i wobec, że zrywają współpracę z portalem NE.
Na szczęście dla krytyków pomysłów zgłaszanych prze nas Ziobro chyba sam przestraszył się tego, co powiedział. Kończy bowiem swoją wypowiedź tak: „To jest jednak scenariusz, którego nawet nie chcę rozważać.” Czyli były minister jeszcze nie stoczył się na poziom „cymańszczyzny”. Uff!
 
Byłem chyba zbyt wielkim optymistą. Wprawdzie Ziobro nie chciał "rozważać", ale zdaje się inni go "rozważą", czyli jednak "cymańszczyzna"?